piątek, 20 stycznia 2012

Ból głowy na życzenie...

Zeszłej nocy nie mogłam zasnąć aż do 4.30. Powodem była oczywiście głowa pełna urojonych zmartwień i gdybań. Naczytałam się dużo o strukturze egzaminu GMAT (do którego muszę podejść za kilka miesięcy, jako warunek podjęcia studiów na kierunku MBA), cały wieczór spędziłam na porównywaniu dostępnych materiałów przygotowawczych. Wydaje mi się, że kluczem do sukcesu są wrodzone umiejętności (logiczny i analityczny umysł) oraz wiedza nabyta na przestrzeni lat (podstawy matematyki, j. angielski na poziomie wysokozaawansowanym - native speaker, kompozycja esejów). Jedno jest pewne - nikt nie byłby w stanie w kilka miesięcy przygotować się do tego testu od zera. Ja nie potrzebuję wyniku na zabójczym poziomie, ale powodem moich zmartwień jest to, że póki co, nie jestem w stanie oszacować jak rozległa jest moja dotychczasowa wiedza i ewentualnie jak długo zajęłoby jej uzupełnienie. Nie powinnam się martwić na zapas, bo może wcale nie muszę się wiele douczyć, a moje perspektywy nawet po zaniechaniu tegoż wyzwania są całkiem niezłe, ale cóż, taka już moja natura... 

Mam nadzieje, że woda z cytryną, ciepła herbatka i dobre śniadanie postawią mnie dziś na nogi! Proszę dajcie mi znać o jakichkolwiek własnych doświadczeń związanych z GMAT!





"Jeżeli na początku pomysł nie jest absurdalny, nie ma dla niego nadziei" [ Albert Einstein ]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz