niedziela, 21 września 2014

Prawdziwy komplement

Codzienność - moja maksyma ostatnich miesięcy i typowy obiad
Ulubiona restauracja przy pracy
Przeważnie tak ostatnio spędzamy nasze weekendy w Los Angeles
Sierpniowe wakacje w Europie
Była Anglia
Polska 
I wróciłam z nową fryzurą!
Po powrocie fajnie było zobaczyć dziewczyny

a nawet wrócić do pracy... i tak do następnych wakacji!

W kraju, w którym komplementy są popularną formą przywitania, bardzo ciężko o  p r a w d z i w y komplement. Wyzbycie się przesadnej skromności i przyzwyczajenie się do amerykańskiej mentalności zajęło mi sporo czasu. Już dawno przestałam odpowiadać: "Nie, no co Ty - wydaje Ci się!". Ale szybko też przejadły mi się moje piękne oczy, cudowna figura (szczególnie po ciąży!), świetne wyczucie stylu, tajemniczy akcent, itd. Kiedy dostaje się komplementy kilkanaście razy dziennie, na tzw. dzień dobry, zlewają się one w jedną nijaką masę. Niewiele z nich tak naprawdę sprawia przyjemności, czy zapada w pamięć.

Jeden, który pamiętam był prawdziwy, bo przypadkowy... Wpadam do restauracji spóźniona na spotkanie po pracy. Po drodze do stolika szybko, bez zastanowienia zamawiam przy barze kieliszek likieru i deser dnia. Kiedy dołączam do reszty grupy okazuje się, że oni sami dopiero zastanawiają się co zamówić. Szczególnie niezdecydowane były dziewczyny. Sytuację komentuje jeden z facetów żartując, że prawdziwa kobieta nie powinna mieć problemów z wyborem - powinna zamówić swój ulubiony alkohol i deser. W tej samej chwili do stolika podchodzi kelner z moim zamówieniem. Klasyk.


Marta Frej, moja ostatnia obsesja