piątek, 27 lipca 2012

Kilka nowości kosmetycznych

Jeszcze nie miałam okazji pokazać wszystkich kosmetyków, które przywiozłam ze sobą z Polski, a niektóre z nich już prawie zużyłam!

Jestem pod ogromnym wrażeniem kosmetyków fińskiej marki Lumene, które opierają się w 80-90% na składnikach organicznych, w tym składnikach pochodzenia arktycznego. Już od pierwszego użycia, moim ulubieńcem stała się głęboko nawilżająca maseczka, Sensitive Touch Total Comfort Mask (cena 40zł), którą nakładam i zostawiam na twarzy przez całą noc (to właśnie ona jest już na wykończeniu!). Bardzo fajnie działa również oczyszczająca maska torfowa, Matt Touch Deep-Cleansing Peat Mask (35zł), ale używam jej raczej sporadycznie. Przy takiej konkurencji najgorzej wypadł naturalny, matujący podkład, Natural Code Matt Makeup (30zł). Póki co nie zauważyłam matowienia, a podkład bardzo szybko się ścierał, ale muszę jeszcze spróbować nałożyć go na kilka innych sposobów m.in. na bazę.

W Inglocie znalazłam automatyczną (wykręcaną) kredkę do oczu z jednej strony zakończoną gąbeczką do rozcierania (brąz 530, 30zł). Według mnie jest ona identyczna w porównaniu z automatycznym quicklinerem Clinique, którego używałam do tej pory w kolorze 10 dark chocolate. Konturówka Clinique w Stanach kosztuje $15, czyli ok. 45zł, ale w Polsce już ponad 80zł, także w zastępstwie polecam Inglota.
Roztarta kreska/przydymione oko, to makijaż, który wykonuję najczęściej. Jeżeli mam czas i ochotę nałożyć cienie, to zawsze wybieram matowe z drobinkami/mikroskopijnym brokatem. W Inglocie również takie znalazłam, Double Sparkle (nazwa na opakowaniu)/Nowy Matrix (nazwa na paragonie) w odcieniach 463 (beż) i 457 (brąz, 20zł każdy), ale niestety jak dla mnie drobinki wydają się odrobinę za duże do makijażu dziennego. Jeżeli ktoś zna cienie dające efekt podobny do paletki BC Body Collection, która jest jak dotąd moją ulubioną i niezastąpioną - proszę o komentarz!

Ekstra-mocną pastę Joanny, mydło Biały Jeleń i aktywnie nawilżający krem na noc AA Wrażliwa Natura 20+ kupiłam z polecenia, ale nie miałam jeszcze okazji ich wypróbować.

Oprócz tego przywiozłam sobie z Anglii moje ulubione suche szampony w sprayu Batiste (£2-3, czyli ok. 10-15zł każdy). Są bardzo dobre, pamiętam, że całkiem niedawno zachwalała je również Agusława.




Od kilku tygodni używam organicznego szamponu do włosów, odżywki i pasty do zębów bez fluoru Nature's Gate (cena $4, czyli ok. 12zł za każdą rzecz w promocji). Szczerze powiedziawszy nie zauważyłam różnicy w działaniu, ale będę starała się ich używać choćby dlatego, że są biodegradowalne. 




poniedziałek, 23 lipca 2012

Kolacja u Gordona



Thomas Hart Shelby












Korzystając z wspomnianej wcześniej okazji, w sobotę wybraliśmy się na kolację do restauracji, której właścicielem jest Gordon Ramsay. Znajduje się ona wewnątrz hotelu London West Hollywood i razem stanowią jedną z najpopularniejszych oaz brytyjskości w Los Angeles. Oprócz obsługi, która często mówi ze szlachetnym akcentem królowej, na każdym kroku można spotkać pełno-wymiarowe figurki buldogów angielskich podpierające drzwi.
Restauracja podzielona jest na kilka mniejszych pomieszczeń, ze wszystkich okien można podziwiać wspaniałą panoramę miasta. Detale zostały tak idealnie dopracowane, że stoliki nawet od spodu obite są miękkim pluszem!
Jak widać menu ułożone przy okazji Tygodnia Restauracji jest dość standardowe, ale restauracja postawiła na nietypowy posmak oraz popisową prezencję dań. Ciekawą opcją były także sugestie win idealnie dopasowanych do konkretnych potraw, które można było dokupić do kolacji. 
Na początek oboje zamówiliśmy corn chowder, czyli gęstą, kukurydzianą zupę podawaną z plackiem z homara. Jak dla mnie była ciut niedosolona, ale pytać o sól w restauracji takiego kalibru to zniewaga, więc zdałam się na smak szefa kuchni. Jako danie główne wybrałam wołowinę, która okazała się najsmaczniejszym kawałkiem mięsa jaki w życiu jadłam, a mój ukochany kaczkę, która również mu smakowała, ale nie mógł się powstrzymać do komentarza na temat rozmiaru porcji. Na deser skusiła nas panna cotta podawana z ciasteczkiem graham, owocami i odrobiną lodów, niestety okazało się, że nie była przygotowana tradycyjnie z gotowanej śmietany, tylko jogurtu greckiego, więc smakowała jak kwaśny jogurt. Nie przypadła mi do gustu taka wariacja.
Tak czy inaczej bardzo miło spędziliśmy wieczór, po czym z pełnymi brzuchami wybraliśmy się na spacer wzdłuż tętniącego nocnym życiem Sunset Strip. x

wtorek, 17 lipca 2012

Au Pair w USA: Moje doświadczenie

Dostaje bardzo dużo wiadomości z pytaniami dotyczącymi programu au pair / mojego wyjazdu do USA jako au pair, dlatego postanowiłam napisać o tym kilka słów. Mam nadzieję, że z racji upływu czasu moje opinie nie będą ani przekolorowane, ani zbyt emocjonalne i przekażę wszystkim zainteresowanym jak najbardziej obiektywne informacje. Proszę pamiętać, że jest to moje osobiste doświadczenie i będę je przedstawiać z własnej perspektywy.

Na początek krótko sama idea programu...

Program au pair ułatwia wyjazd do Stanów osobom w bardzo młodym wieku (18 - 26 lat), które nie posiadają w tym kraju żadnych znajomych, ani rodziny. Wyjazd nie wymaga dużych nakładów finansowych, a początkowe wydatki (opłata wizowa, ubezpieczenie, prowizja dla agencji) zwracają się podczas pobytu. 
Program au pair działa na zasadzie wymiany kulturowej, przeważnie trwa rok (można przedłużyć do 2 lat). W tym okresie mieszkamy u rodziny goszczącej (host family), która opłaca nasze wyżywienie, zakwaterowanie, kieszonkowe i opłaty za szkołę językową (do $500), w zamian my opiekujemy się ich dziećmi (host kids). 
Program au pair nie jest programem zarobkowym. Z założenia pozwala lepiej poznać kulturę danego kraju, zwiedzić go, podszlifować język, poznać nowych znajomych, itp.  

Dla kogo?

Program au pair jest przede wszystkim dla ludzi z głową na karku, którzy umieją sobie w życiu poradzić i sami nie potrzebują niańki. Wiem, że większość au pair trafia na fantastyczne rodziny i kolorowe broszurki agencji pośredniczących w wyjazdach przedstawiają wyłącznie same superlatywy, ale należy liczyć się z tym, że w rzeczywistości bywa różnie. 
Trzeba umieć uszanować i zaakceptować zasady panujące w domu rodziny goszczącej, przez swoje zachowanie zdobyć zaufanie rodziny, często także pójść na kompromis, ale i trzymać się własnych zasad, nie dać się wykorzystywać, ani sobą pomiatać.
Wyjazd to bardzo fajna opcja dla kogoś, kto nie chce iść od razu na studia, chce mieć więcej czasu na wybór kierunku, kogoś, kto kompletnie nie wie, co chce w życiu robić, chce wyrwać się z domu / dotychczasowego miejsca zamieszkania, być może po programie zamieszkać w danym kraju lub po prostu nauczyć się języka.

Agencja pośrednicząca

NIE ma możliwości legalnego wyjazdu do USA jako au pair bez pośrednictwa agencji. Osobiście uważam, że wyjazd do tak odległego kraju jest o wiele bezpieczniejszy, kiedy trzyma nad nim pieczę akredytowana organizacja (w razie czego opłacają bilet powrotny do kraju). Mimo, że w krajach europejskich (np. Anglia, Niemcy) jest to możliwe, nigdy nie zdecydowałabym się wyjechać na własną rękę, ponieważ nigdy nie mamy pewności do kogo tak naprawdę jedziemy.
Agencje pośredniczące przeważnie posiadają siedziby w Polsce i USA, których zadaniem jest organizacja wyjazdów od strony administracyjnej, a także swoich regionalnych koordynatorów w USA, którzy na co dzień dopilnowują określonych standardów oraz relacji pomiędzy rodzinami goszczącymi i mieszkającymi u nich au pair. Trzeba pamiętać, że agencja reprezentuje interesy zarówno rodzin goszczących, jak i au pair tzn. nigdy nie stoi całkowicie po naszej stronie.
Agencja pomaga wypełnić wszystkie potrzebne dokumenty, ale ostatecznie nasz wyjazd zależy od tego, czy zostanie nam przyznana wiza w ambasadzie USA. Staramy się o wizę uczestnika wymiany kulturowej J-1, która pozwala nam na pobyt w Stanach przez 13 miesięcy i może być przedłużona o kolejny rok.
Agencja daje au pair możliwość określenia w jakim miejscu chciałaby mieszkać, jaką ilością i dziećmi w jakim wieku chciałaby się opiekować, u rodziny jakiej narodowości (nie) chciałaby mieszkać, czy i jakich zwierząt domowych nie toleruje, czy chciałaby, aby do jej obowiązków należało prowadzenie samochodu itp. Rodziny goszczące mają prawo do podjęcia podobnych wyborów. Są one brane pod uwagę (niekoniecznie gwarantowane) przy łączeniu rodzin i au pair.

Wymagania

Oprócz pokrycia kosztów życia, kursów językowych i kieszonkowego au pair, od rodzin goszczących wymaga się również opłacenia lotów, akceptacji au pair jako członka rodziny, czy zapewnienia au pair osobnego pokoju. Rodziny, które potrzebują opieki na znacznie więcej niż kontraktowe 45 godz. w tygodniu lub mają sporą gromadkę dzieci, często zatrudniają 2 au pair na raz.
Nie ma jednak konkretnych wymagań co do stanu zdrowia dzieci tzn. w programie mogą również brać udział rodziny z dziećmi niepełnosprawnymi, nierzadko zdarzają się dzieci, u których stwierdzono autyzm lub inne zaburzenia psychiczne. Zatrudnienie au pair oznacza ogromne oszczędności finansowe dla takiej rodziny, gdyż specjalnie wykwalifikowana opiekunka zarządałaby znacznie wyższej zapłaty. Z punktu widzenia au pair taka praca nie koniecznie musi być cięższa, trzeba tylko zdawać sobie sprawę jakimi konkretnie dziećmi będziemy się opiekować i nauczyć się odpowiednio z nimi postępować.

Od wszystkich au pair wymagana jest przynajmniej komunikatywna znajomość języka angielskiego (nie trzeba mieć zdanej matury, po prostu trzeba umieć się dogadać), uczciwość, elastyczność, dojrzałość. Prawo jazdy wymagane jest często, ale nie zawsze. Obowiązkowo trzeba również przedstawić referencje świadczące o co najmniej 300 godz. opieki / kontaktu / korepetycji / pracy z dziećmi (mogą to być dzieci sąsiadów, znajomych, czy z rodziny) i przygotować fotograficzne sprawozdanie - ja wybrałam formę kolażu.



Moja przygoda 

Wyjechałam do Nowego Jorku w 2006 roku, zaraz po maturze w wieku 19 lat. Rodzice do końca nie popierali mojej decyzji, ale chyba nic nie było w stanie sprawić, że zmienię zdanie. Od samego początku byłam zauroczona pracą, miastem i w ogóle całą sytuacją. Mojemu wyjazdowi pośredniczyła agencja Cultural Care Au Pair. Koszty jakie musiałam ponieść wynosiły około 3 tys. zł., ale miałam również opcje wyboru tańszego (=gorszego) ubezpieczenia. Przed wyjazdem brałam udział w spotkaniu informacyjnym w Toruniu, tam też oceniono, że mówię po angielsku wystarczająco dobrze (po 3 latach nauki w liceum). Zaraz po przylocie do USA, jeszcze przed spotkaniem z rodziną goszczącą, brałam udział w kilkudniowym szkoleniu w Nowym Jorku zorganizowanym przez moją agencję dla au pair z całego świata, które przyjechały do Stanów w tym samym terminie. Poznałam tam wiele dziewczyn, z którymi utrzymuję kontakt do dziś. Moje kieszonkowe wynosiło $139/tygodniowo, ale jestem pewna, że od tamtej pory ta suma wzrosła wraz z inflacją, wydaje mi się, że na chwilę obecną wynosi $200. Dosyć dużo zaoszczędziłam, kupiłam sobie m.in. laptopa (którego mam do dzisiaj) i zwiedziłam sporą część wschodniego wybrzeża (wiele zakątków NYC, Boston, Washington DC, wodospad Niagara, Toronto, po części stan New Jersey i Pensylwanię). Niestety w ciągu całego roku musiałam zmieniać rodziny dwukrotnie i mieszkałam w 4 różnych miejscach...

Rodzina # 1

Prosto z Polski przyjechałam do bardzo tradycyjnej chińsko-japońskiej rodziny. Przywiozłam każdemu drobny prezent, w zamian za co później od nich dostałam kolczyki. Byłam ich pierwszą au pair i opiekowałam się 3-letnią dziewczynką. Nigdy wcześniej nie miałam kontaktu z jedzeniem, ani kulturą azjatycką, ale byłam bardzo ciekawa i pozytywnie nastawiona do wszystkiego. Miałam okazję po raz pierwszy wypróbować masę azjatyckich potraw i nauczyłam się zręcznie jeść pałeczkami. Pamiętam, że zdziwiło mnie to, że najwięcej do powiedzenia w domu miała babcia. Była bardzo przewrażliwiona na punkcie małej np. nie pozwała mi wychodzić z nią na dwór, bo bała się, że ktoś mógłby ją porwać, albo zdecydowała, że choinka będzie stała w salonie przez okrągły rok, ponieważ mała od czasu do czasu lubiła pobawić się ozdóbkami itp. W całym domu znajdowały się kamery, które miały za zadanie monitorować moją pracę. Taki manifest braku zaufania przyjełam raczej z dystansem, jednak wydało mi się to trochę nie na miejscu.

Mój pokój znajdował się w zagraconej piwnicy z małym okienkiem (basement, bardzo często zagospodarowany jako dodatkowy pokój w amerykańskich domach), ale nie przeszkadzało mi to, bo nigdy nie miałam czasu w nim siedzieć i tylko w tam spałam. Niestety nie miałam okazji rozpakować moich walizek, ponieważ w całej piwnicy nie było pustej szafy. Już na samym początku okazało się, że rodzina źle zinterpretowała zasady programu i wymagali ode mnie pracy przez 10-12 godz. dziennie 6-7 dni w tygodniu. Według nich bycie członkiem ich rodziny zobowiązywało mnie do pomocy kiedy tylko byłam potrzebna, a że oboje byli lekarzami i pracowali codziennie od rana do nocy, byłam im potrzebna non-stop. Niekiedy dziecko zabierała babcia, ale nigdy nie była w stanie wcześniej dać mi znać kiedy i na jak długo, więc i tak musiałam być w domu.

Przez jakiś czas próbowałam się z nimi porozumieć co do wymiaru godzin, ewentualnej zapłaty za dodatkowo przepracowane godziny, ale nie było najmniejszych szans na zmiany, więc ostatecznie poinformowałam o wszystkim lokalną koordynatorkę (która nota bene sama kiedyś była au pair). Po rozmowie z nią rodzina zdecydowała, że całkowicie rezygnują z programu, ponieważ nie tak sobie to wszystko wyobrażali. W ostatni dzień mojego pobytu u nich (po 2 miesiącach od czasu przyjazdu do USA) przyjechała po mnie moja koordynatorka, jednak spotkała nas wtedy niemiła niespodzianka, ponieważ babcia wezwała policję i zabroniła nam opuścić dom dopóki agencja nie zwróci rodzinie wszystkich pieniędzy, które zapłacili za program. Oczywiście nie było takiej możliwości, a ona nie miała prawa przetrzymywać nas u siebie w domu. Sytuacja przez chwilę dodatkowo się skomplikowała, ze względu na to, że babcia mówiła bardzo słabo po angielsku i policjanci nie mogli zrozumieć czemu właściwie zostali wezwani. Podejrzewali, że być może coś ukradłam i chcieli przeszukać moje walizki, ale ostatecznie wszystko zostało wyjaśnione...

Pobyt u koordynatorów

Ze względu na to, że wszystko potoczyło się bardzo szybko i nie miałam czasu poszukać nowej rodziny goszczącej, zgodnie z zasadami programu musiałam zamieszkać u mojej koordynatorki do czasu znalezienia nowej rodziny. Pamiętam, że dzień, w którym mnie odebrała był bardzo ponury. Przyjechała po mnie późnym wieczorem i po pół godzinie jazdy podczas burzy oznajmiła mi, że tak naprawdę nie jedziemy do jej domu, ponieważ ona nie ma warunków, żeby mnie przyjąć, jest świeżo po ślubie i sama z mężem śpi na materacu w salonie u teściów. Poczułam się wtedy bardzo niepewnie. Powiedziała mi, że zabiera mnie do domu swoich koordynatorów z okresu, kiedy sama była au pair. Oczywiście ja nie miałam pojęcia kim są ci ludzie, ani gdzie mieszkają. Kiedy odjechałyśmy na miejsce od razu poszłam spać.

Rano okazało się, że znalazłam się u rodziny, w której, oprócz posiadania normalnych prac, oboje rodzice od lat angażują się w działalność agencji. Mieli 4 dzieci - dziewczynki w wieku 9 i 11 lat oraz chłopców 5 i 13 lat. Spałam w łóżku jednej z dziewczynek, podczas gdy ona tymczasowo dzieliła łóżko z siostrą. Ze względu na brak miejsca nadal nie mogłam rozpakować walizek. Z dnia na dzień poznaliśmy i polubiliśmy się coraz bardziej. Nowa koordynatorka stwierdziła, że znalezienie mi wymarzonej rodziny będzie dla niej punktem honoru. Powiedziała, że codziennie biuro główne położone w Bostonie przysyła jej wiele propozycji do wglądu, ale wydaje jej się, że z każdą z tych rodzin jest coś nie tak, więc nawet mi ich nie pokazuje i szuka dalej. Tak spędziłam u nich 3 kolejne miesiące, w tym Święta Bożego Narodzenia, podczas których dostałam mnóstwo prezentów.

Z wdzięczności za to, że byli dla mnie tacy życzliwi, spędzałam dużo czasu z ich dziećmi, odprowadzałam je rano do szkoły, odrabialiśmy razem lekcje i bawiliśmy się wieczorami. Często odkurzałam, pomagałam składać pranie i przygotowywać obiady. Mimo, że nie dostawałam za to żadnej zapłaty, przychodziło mi to naturalnie.
W pewnym momencie rodzina zaczęła nawet rozważać przystąpienie do programu i zatrzymanie mnie jako swojej au pair, ale ponieważ normalnie bez problemu dziećmi zajmowali się dziadkowie, z powodów finansowych i braku dodatkowego pokoju (lub wyremontowanej piwnicy) nie było to możliwe.

Rodzina # 2

Po nowym roku trafiła mi się rodzina idealna! Typowi Amerykanie, z jedną 13-letnią córką, którzy brali udział w programie au pair od czasu jej narodzin, mieszkali w ogromnym domu i właśnie planowali budowę basenu. Na dzień dobry dostałam własny samochód, pięknie urządzony pokój (dzieliłam łazienkę z moją podopieczną), $20 kieszonkowego ekstra, wolne weekendy i kilka drobnych prezentów z okazji minionych świąt. W końcu po raz pierwszy od czasu przyjazdu do USA mogłam rozpakować swoje walizki! Nowi host rodzice twierdzili, że potrzebują au pair, która czuje się pewnie za kierownicą, ponieważ głównym zajęciem będzie codzienne dowożenie dziewczynki do szkoły i na zajęcia gimnastyki. Poza tym miałam pomagać jej odrabiać lekcje i ze względu na małą ilość obowiązków pomagać przy robieniu rodzinnego prania i codziennie troszeczkę ogarnąć dom.

Już pierwszego dnia nowi rodzice stwierdzili, że pokażą mi czego ode mnie oczekują w praktyce. Host ojciec (host dad) zabrał nie na rundkę samochodem po okolicy, żeby sprawdzić jakim naprawdę jestem kierowcą, upewnić się, czy aby na pewno nie boję się jeździć autostradami i pomóc mi zapamiętać jak gdzie dojechać. Zdałam zadowalająco. Po powrocie host mama (host mom) czekała już na mnie z całym arsenałem środków oraz przyborów do sprzątania (co wydało mi się dosyć dziwne). Powiedziała, że mam patrzeć uważnie, a ona pokaże mi jak lubi mieć posprzątane w domu. Przerobiła wszystko od wykładania naczyń ze zmywarki, przez szorowanie kibelków, po mycie schodów do piwnicy. Pokazała mi nawet jak składać (jej) majtki i staniki w szufladach komody. Zanim zdążyłam zapytać po co dokładnie jest mi ta wiedza, stwierdziła, że oczekuje zastać cały dom w takim właśnie stanie każdego dnia po powrocie z pracy. Wiedziałam, że nie było to dokładnie to, na co się początkowo umawialiśmy, ale pomyślałam, że skoro dom zamieszkuje tylko 4 lokatorów, nie będzie komu nabrudzić i prania też nie powinno być dużo. Szybko okazało się, że tu się myliłam.

Byłam jedyną osobą w całym domu, która cokolwiek odkładała na miejsce, rozmiar domu (8 pokoi, 3 łazienki + ogromna kuchnia) powodował, że spędzałam więcej czasu sprzątając, niż zajmując się dzieckiem, kiedy, tak jak się umawialiśmy, po prostu ogarnęłam dom, host mama wytykała mi każdy znaleziony paproch i stwierdzała, że się nie staram. Pranie musiałam nastawiać każdego dnia. Sterta, jaką rodzina raz przywiozła ze sobą z 10 dniowych wakacji, sięgała mi do pasa.
Po jakimś miesiącu, ponownie próbowałam wytłumaczyć, że czuję się delikatnie mówiąc zwiedziona tym, co mi obiecywali, że nie interesowało mnie prowadzenie domu i prawdopodobnie pełnoetatowa sprzątaczka miałaby u nich pełne ręce roboty. Z racji, że jedyną odpowiedzią ze strony host rodziny było stwierdzenie, że od 13 lat mają au pair pochodzące z Meksyku, każda z nich również dostawała $20 kieszonkowego więcej za sprzątanie domu i jeszcze nikt nie narzekał. Niestety doskonale wiedzieli, że to $20 w Meksyku było w stanie wyżywić całą rodzinę przez miesiąc i dziewczyny z tego kraju zgadzały się na wiele rzeczy, aby tyle dodatkowo zarobić. Na bieżąco opowiadałam mojej nowej lokalnej koordynatorce oraz parze, u której przedtem mieszkałam co dzieje się u mojej nowej rodziny goszczącej. Kilka dyskusji we wspólnym gronie nie rozwiązało problemu i mimo, że córka ze łzami w oczach prosiła rodziców, żeby mnie zatrzymali, oni zdecydowali się rozpocząć poszukiwania nowej au pair. Jak się później dowiedziałam, była wiadomej narodowości...

Rodzina # 3

Znając moją rozwagę tym momencie pewnie zaczęłabym poważnie zastanawiać się nad powrotem do Polski, jednak zanim jeszcze przyszło mi to do głowy, para zaprzyjaźnionych koordynatorów dała mi znać o samotnej matce z trójką dzieci (dziewczynka 5 lat oraz dwóch chłopców 7 i 9 lat), która potrzebuje au pair od zaraz. Poprzednia au pair, która również pochodziła z Polski, przedłużyła swój pobyt, aby pomóc rodzinie przebrnąć przez sprawę rozwodową i przynajmniej ze swojej strony zminimalizować stres przez jaki przechodziły dzieci. Okazało się, że wraz z wyjazdem poprzedniej au pair host mama z dziećmi przeprowadziła się do nowego, mniejszego domu. Zatrzymała swoją dotychczasową sprzątaczkę, która przyjeżdżała raz w tygodniu porządnie wysprzątać cały dom. Pojechałam ich poznać i błyskawicznie się do nich wprowadziłam. Domek był bardzo przytulny, dużo rzeczy wciąż było w kartonach, meble kupowane były na bieżąco. Ja wprowadziłam się na poddasze, gdzie miałam własny pokój i łazienkę. Dostałam także samochód do własnej dyspozycji i miałam w końcu okazję zapisać się na kursy ESL (English as a Second Language).

Muszę przyznać, że przerażała mnie lekkomyślność host mamy. Bez ogródek przyznała, że powodem rozwodu był jej romans z dużo młodszym, osobistym trenerem fitnessu, ale ponieważ nie była pewna czy jest on w stanie zaakceptować 3 dzieci, przedstawiła im go jako przyjaciela rodziny. Był częstym gościem w domu, spędzali dużo czasu razem poza domem, zdarzały się również tygodnie, kiedy gdzieś razem wyjeżdżali. Poza tym host mama odbywała podróże służbowe, płaciła mi wtedy za 24h opiekę nad dziećmi. Poświęcałam im zdecydowanie więcej czasu, niż ona. Wcale mi to nie przeszkadzało, ba, nawet to lubiłam, było mi po prostu szkoda tych dzieci. W domu nie było praktycznie żadnych zasad, ale i tak były bardzo grzeczne. Niestety cała trójka nadal spała w pampersach! Tygodniami, kiedy byłam z nimi sama, byłam w stanie nad tym zapanować (wystarczyło żadnych napojów i koniecznie siku tuż przed snem), ale kiedy własna mama kładła je spać, wszystko wracało do poprzedniego stanu. Krajało mi się serce, kiedy czasami robiąc im śniadanie, wykrajała spleśniałe kawałki chleba, bo nie chciało jej się jechać do sklepu po świeży!

Na szczęście trójka dzieci, którymi się opiekowałam zrekompensowała mi wszystko. Byli tak kochani, że niejednokrotnie powtarzałam, że traktuję ich jakby to było moje młodsze rodzeństwo! Najwięcej czasu spędzałam z najmłodszą dziewczynką, która chodziła do przedszkola tylko 2 dni w tygodniu, ale bardzo zżyłam się również z chłopcami, ponieważ spędzaliśmy razem całe popołudnia i wieczory. Codziennie po odrobieniu lekcji i obiedzie robiliśmy co nam się żywnie podobało, piwnica została zamieniona w ogromną bawialnię, często na nasze podwórko schodziły się dzieci z całej uliczki, wystawialiśmy wtedy dmuchany basen, albo zjeżdżalnie, często jeździliśmy do parku, graliśmy w piłkę, robiliśmy różnego rodzaju projekty plastyczne i techniczne. Wszystko przychodziło bardzo naturalnie i do dzisiaj miło wspominam ten okres. W sumie spędziłam z nimi 7 miesięcy. Moja host mama bardzo długo prosiła mnie, żebym pomogła jej odchować dzieci i została tak długo, jak długo ona będzie potrzebowała pomocy, ale ja miałam już w planach studia i niestety musiałam odmówić.

Czy warto?

Znam wiele au pair, które znalazło się w podobnych, a nawet gorszych sytuacjach ode mnie. Znam też dużo szczęśliwych historii. Uważam, że wszystko zależy od tego jak dobrze jesteśmy dobrani z rodziną goszczącą i czy oni / ich dzieci traktują nas z szacunkiem. Niestety często ciężko jest ocenić jaka naprawdę jest potencjalna rodzina dopóki nie wprowadzimy się do ich domu. Mimo, że opłata za program dla rodzin wcale nie jest taka wysoka i biorą w nim udział raczej zamożne rodziny, niestety jak widać w większości przypadków problemem jest chęć zaoszczędzenia jeszcze więcej pieniędzy. W drugiej kolejności problem mogą stanowić jakieś ekstremalne różnice kulturowe lub w podejściu do życia / wyznawanych wartościach.
Mimo wszystko uważam, że warto wziąć udział w programie au pair. Mój wyjazd na pewno wiele mnie nauczył i otworzył mi oczy na wiele spraw. Jest to szkoła życia jakich mało. Polecam! x

W komentarzach chętnie odpowiem na pytania przyszłych au pair, zachęcam również byłe au pair do podzielenia się ich doświadczeniami.

Ps po troszeczkę więcej informacji / inną perspektywę odsyłam do Uli [KLIK], która wyjechała do Stanów z pomocą tej samej agencji, co ja i przedłużyła swój pobyt do 2 lat. Agnieszka (Nissiax83) nagrała także interesujący filmik o programie au pair / swoim pobycie w Niemczech [KLIK].

Ps2 alternatywną opcją dla młodych, ciekawych świata osób są studia w Stanach - zapraszam również do mojego wpisu na ten temat [KLIK].

Follow my blog with Bloglovin

środa, 11 lipca 2012

Aktualne temperatury

Mało kto dobrze znosi temperatury sięgające trzech cyfr Fahrenheita, a nam się akurat klimatyzacja popsuła...


(ps. 38 - 32°C)

poniedziałek, 9 lipca 2012

Jesteś tym, co jesz!

Na dobry początek niedzieli... jajecznica na maśle z piersią indyka, gotowanym szpinakiem, sałatką pomidorową i pełnoziarnistym chlebem...

Na lunch pieczone bułeczki focaccia z rozmarynem i pastą hummus


W międzyczasie zmiksowane banany z mlekiem


Wieczorna przekąska - awokado i krewetki w sosie marie rose


Na kolację grillowana wieprzowina, z bakłażanem i innymi warzywami, serwowana z kaszą kuskus i sosem pieczeniowym gravy


A na koniec beztłuszczowy jogurt grecki z miodem i owocami


niedziela, 8 lipca 2012

Tydzień Restauracji w LA

W przyszłym tygodniu w Los Angeles rozpoczyna się doroczna edycja tak zwanego Tygodnia Restauracji podczas którego można będzie zjeść lunche i kolacje w najlepszych restauracjach w mieście w bardzo przystępnych cenach! Jest to bardzo fajna inicjatywa mająca na celu promocję lokalnych restauracji i osiągnięcia najbardziej utalentowanych szefów kuchni. Każda restauracja biorąca udział w tej imprezie z góry ustala i wycenia menu a la carte, w którego skład wchodzą przystawka, danie główne i deser w cenach od $15 do $45 za osobę (ok. 45-135 zł). 



Tak wiele lokali zgłasza chęć udziału w tym przedsięwzięciu, że ciężko jest zdecydować się, które z nich odwiedzić w przeciągu zaledwie kilku promocyjnych dni. Po długiej debacie nasz pierwszy wybór padł na restaurację Gordona Ramsay przy hotelu London West Hollyood na Sunset Strip. Mimo, że odraża mnie jego agresja, restauracje, które prowadzi to bezsprzecznie jedne z najznakomitszych na świecie (zbiorowo posiadają aż 11 gwiazdek Michelin!). 
Zastanawiamy się także nad rezerwacją stolików na kolację w znanej włoskiej restauracji o wymownej nazwie Scarpetta w Beverly Hills oraz na lunch w azjatyckim lokalu Asia De Cuba. Aż ślinka cieknie na samą myśl...

poniedziałek, 2 lipca 2012

Zakupy u Freda Segal


Marynarka: H&M | Bluzka: Zara | Spodnie (których poszukiwałam całe wieki!) : American Eagle | 
Buty: BC Footwear


Tonik organicznej marki +KiND - przeceniony z $30 kilku na $8 z groszami! oraz magazyn promujący najlepsze dermokosmetyki oraz kosmetyki naturalne, New Beauty - normalnie w cenie $9.95, u Freda 
Segal za darmo!




Dzisiaj przedstawiam kolejną zakupową mekkę Los Angeles - kultowy sklep Fred Segal. Pod swoim szyldem mieści małe butiki niezależnych marek, a także renomowanych sieciówek. Oprócz sklepu w Santa Monica, który odwiedziłam, istnieje jeszcze jeden w centrum miasta. Można tam kupić przede wszystkim odzież, akcesoria, biżuterię, niekonwencjonalne rzeczy do domu, prezenty, ale mnie najbardziej zachwyca dział kosmetyczny Studio Beauty Mix, który oferuje wyłącznie najlepszej jakości dermokosmetyki oraz kosmetyki naturalne. Półki wypełnione są w większości nieznanymi mi dotąd, niszowymi markami, sowite ilości kosmetyków są także przecenione o 50 - 75%! Nie ma nawet porównania z Sephorą, ani innymi popularnymi drogeriami! Fred Segal to mój obowiązkowy przystanek w Santa Monica.

Przy okazji zapraszam do mojego posta o innym zakupowym przystanku na mapie LA - słynnym centrum handlowym Beverly Center! x