wtorek, 3 kwietnia 2012

"4 godzinny tydzień pracy" T. Ferriss

"4 godzinny tydzień pracy" to książka, o której dużo się słyszy w ostatnich latach. Jej autor, 29-letni Tim Ferriss, na przykładzie własnych doświadczeń i osiągnięć, krok po kroku radzi pracownikom jak uwolnić się od codziennego obowiązku stawiania się w biurze (być może także konsekwentnie otworzyć swój własny interes) oraz przedsiębiorcom jak wyplątać się z czasochłonnego zarządzania firmą. Wszystko po to, aby ostatecznie, pracując 4 godziny w tygodniu z dowolnego miejsca na ziemi, spędzać czas na przyjemności, podróże i rozwój osobisty. 
Alternatywnie, Ferriss przekonuje do częstych mini-emerytur, czyli kilkumiesięcznych podróży, na które powinniśmy wybierać się  t e r a z  - nie po przejściu na emeryturę (popieram w 100%!). 

Z jednej strony koncept książki jest bardzo ciekawy. W każdym rozdziale autor przytacza potencjalne sytuacje, rozważa przykładowe rozwiązania i proponuje inne źródła informacji. Takie życie mogłoby się wydawać kompletnie wyimaginowane, ale należy pamiętać, że autor przetestował wszystkie swoje pomysły i faktycznie odniósł sporo sukcesów. 

Niestety poza rozdziałami wprowadzającymi i końcowymi gdzie przedstawiona i podsumowana została sama idea, znaczna część książki, zawierająca szczegółowe wskazówki jak stać się bogatym "w nowy sposób", wydała mi się nader monotonna. Autor podaje nawet takie szczegóły jak przykładowa konwersacja telefoniczna mająca na celu szybko spławić rozmówcę, aby nie marnować cennego czasu (?!). 

Niektóre z osiągnięć Ferrissa, którymi się szczyci i do których także namawia czytelnika, osobiście uważam za kompromitujące - tj. zdobycie tytułu mistrza Chin w kickboxing dzięki manipulacji wagą (poważne odwodnienie organizmu przed oficjalnym ważeniem, powrót to normalnej wagi i walka z zawodnikami znacznie niższej kategorii wagowej) czy wydanie książki, która jest zlepkiem kilku innych książek. Według mnie takie "osiągnięcia" mijają się z celem.

Uważam, że "4 godzinny tydzień pracy" skierowany jest do bardzo specyficznej grupy ludzi. Moim zdaniem wzbudzi zainteresowanie i aprobatę osób chcących wygenerować systematyczne dochody (żródło nie ma tu większego znaczenia), które sfinansują odhaczanie coraz to kolejnych punktów na liście rzeczy do zrobienia przed śmiercią. 

Książka kompletnie nie przypadła mi do gustu, ale ciesze się, że ją przeczytałam, ponieważ jest bestsellerem ostatnich lat. W 5 punktowej skali, oceniłabym ją na 2. Dzięki niej utwierdziłam się w przekonaniu, że należę do ludzi, którzy chcieliby znaleźć pracę, którą kochają, po to, aby przysłowiowo nie przepracować ani jednego dnia w życiu i nigdy nie chcieć przejść na emeryturę... Dodając do tego regularne mini-emerytury czy też niedawno wspomniane podróże Slow Travel, na dzień dzisiejszy nie wyobrażam sobie bardziej satysfakcjonującego żywota. A Wy?

5 komentarzy:

  1. To jest właśnie jeden z punktów mojej listy rzeczy do zrobienia , brać pieniądze skąd się da żeby móc zwiedzać, zwiedzać, zwiedzać ! Aż mi się nie znudzi a pewnie nie prędko bo jest tyle miejsc na ziemi wartych uwagi ;)

    Póki co plan jest jeszcze głęboko w sferze marzeń ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahaha, w takim razie polecam lekture;) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Jakiś czas temu zraziłam się do książek opisywanych jako recepty na konkretne problemy, serwujące gotowe rozwiązanie. A tak mniej więcej odbieram tą książkę po Twojej recenzji. Wydaje mi się, że jeśli ktoś daje porady dla wszystkich (kto nie chciałby mieć 4h dnia pracy?) to tak naprawdę są one dla nikogo. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. wydaje mi się, że Ci co piszą "poradniki - jak się dorobić" zarabiają właśnie na tym, że mają dużą sprzedaż i bogacą się :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. tego właśnie szukałam, czas na zmiany i nie wiem za bardzo od czego zacząć... a tu proszę, może ta ksiązka mi pomoże

    OdpowiedzUsuń