Moje urodziny zbliżają się wielkimi krokami! Z tej okazji wybraliśmy się w piątek na koncert Morrissey otwierany przez Patti Smith. Było fajnie, ale krótko (sam Morrissey występował tylko 0,5h!). Artysta nadal wzbudza kontrowersje, aktywnie wspiera wegetarianizm i prawa zwierząt, jest bardzo popularny wśród Latynosów. Zażyczył sobie, aby cały kompleks Staples Center, w którym odbywał się koncert, nie serwował tego wieczoru mięsa. Śmiała prośba - niestety nie wszystkie restauracje się dostosowały.
Miałam na sobie koszulkę Ed Hardy, złotą, cekinową spódniczkę i płaszczyk ze skórzanymi rękawami. Po koncercie kupiłam oficjalną koszulkę Morrissey (z takim samym nadrukiem jak na banerze sklepiku, kiedy Morrissey był jeszcze piękny i młody J) - podobają mi się ostatnio takie luźne, męskie topy. x
Witam, natrafilam ostatnio na Twojego bloga.
OdpowiedzUsuńPrzede wszystkim gratuluje blizniakow :)
Czytalam Twoja historie au-pair. Jest mi bardzo bliska. Ja, tak jak Ty tez chcialam wyjechac od razu do liceum do USA, niestety rodzice skutecznie mnie od tego pomyslu odwiedli.
Natomiast moje marzenia sie spelnily po roku.Bylam au-pair w UK :) Fajne przezycia.
P.S.Naprawde fajny blog.Super poogladac zdjecia z Twoich miejsc.Pozdrawiam
A Ty wyglądałaś - olśniewająco :)
OdpowiedzUsuńA z kim zostawiłaś maluszki? Ja mam 6-cio miesięcznego synka i nadal mam obawy,
OdpowiedzUsuńaby zostawić go z opiekunką samego. Po prostu mam jakiegoś stracha ;(
Na szczescie moi rodzice mogli przyjechac pomoc nam na miesiac, nie wyobrazam sobie jakby to bylo bez nich!
OdpowiedzUsuńNa koncercie miejscówa bardzo ważna. Ile to osób narzekało, że będąc z tyłu niczego nie widziało, lepiej mieli ci, co śledzili koncert z telewizora. Fajna stylóweczka, cekinki musiały być widoczne z dużej odległości :)
OdpowiedzUsuń