niedziela, 30 grudnia 2012

Tort z pieluszek

Chciałabym przedstawić pomysł na bardzo popularny w Stanach prezent dla przyszłej/ nowej mamy, czyli tort z pieluszek (ang: diaper cake). Kilka dni temu wykonałam go dla znajomej, która spodziewa się dziecka i nie chce znać jego płci, aż do momentu narodzin. Musze przyznać, że projekt okazał się o wiele bardziej czasochłonny, niż podejrzewałam - zajął kilka godzin wliczając zakupy, zwijanie pampersów i dekorowanie (na które szczerze powiedziawszy ostatecznie zostało mi bardzo mało czasu). 
Mimo wszystko uważam, że własnoręczne przygotowanie tortu z pieluszek to świetny pomysł! Po pierwsze jest to prezent praktyczny, można go dowolnie spersonalizować, daje także możliwość wręczenia wielu różnych drobiazgów np. niektóre pieluszki można zastąpić pozwijanymi ubrankami, wkomponować kosmetyki, w środku schować większy prezent-niespodziankę, wisienką na torcie może być zabawka, buciki albo po prostu duża kokarda.
Mój tort był bardzo prosty, składał się wyłącznie z pieluszek, w środku miał butelkę szampana, czyli coś dla rodziców, a na górze zabawkę (bałam się, że butelka może wystawać, więc pacynka byłaby doskonałym kamuflażem).





Do przygotowania tortu potrzebne są:

- pieluszki, najlepiej jednolite lub z małym obrazkiem, który można zawinąć do środka, ich liczba zależy od zamierzonej wielkości tortu - ja zużyłam 73
- gumki recepturki, najlepiej jasne i różnych rozmiarów, mniejsze przydają się do zwijania poszczególnych pieluszek, większe do opinania całych warstw
- okrągła podstawka, swoją wycięłam z kartonu
- wstążki i tasiemki, żeby zakryć gumki i powiązać ze sobą wszystkie warstwy
- dekoracje i prezenty
- tiul, celafon, przezroczysty, plastikowy worek lub folia do opakowania tortu

Jak Wam się podoba taki prezent dla noworodka i jego rodziców?

piątek, 28 grudnia 2012

Świątecznie





Ten rok, to drugi rok z rzędu [KLIK], kiedy obchodziliśmy święta Bożego Narodzenia w Los Angeles. Jest to doświadczenie tak dalece odbiegające od świąt w okresie zimowym, że niemal w niczym nie przypomina mi świąt do jakich jestem przyzwyczajona i jakie pamiętam z dzieciństwa... Z założenia zawsze planujemy spędzić je w jednym z naszych domów rodzinnych, niestety nie zawsze jest to możliwe.
Tak więc w tym roku, wraz z grupą znajomych, zorganizowaliśmy sobie wspólną, polską Wigilię. Był barszcz, pierogi, ryba, bigos, gołąbki, krokiety, a nawet opłatek i sianko pod obrusem! Stół wigilijny prezentował się bardzo uroczyście.




W kulturze angielskiej najbardziej uroczystym dniem świąt jest Pierwszy Dzień Świąt. Jak co roku mój ukochany przejął wtedy pałeczkę i przyrządził tradycyjną, angielską pieczeń z indyka.




Prezenty dla najbliższych zdecydowałam zapakować w The Los Angeles Times. Robię tak bardzo często również w przypadku prezentów na inne okazje, np. urodzinowych. Jest to nie tylko tania i ekologiczna opcja, moim zdaniem prezenty zapakowane w gazetę wyglądają również gustownie i z charakterem. Na święta udekorowałam je dodatkowo czerwoną wstążką.
Jeżeli chodzi o prezenty, które otrzymałam, to najbardziej ucieszyłam się, że Mikołaj przyniósł mi naturalny peeling w proszku Tatcha Polished Gentle Rise Enzyme Powder, który niedawno wypróbowałam [KLIK], kabel do ładowarki do aparatu, który do dej pory musiałam odłączać od telewizora (uwielbiam praktyczne prezenty!) i srebrną bransoletkę.

Mam nadzieję, że Wasze święta minęły w radosnej, rodzinnej atmosferze!

sobota, 22 grudnia 2012

Odrobina polskości



Grudzień, a już nawet końcówka listopada, stał pod znakiem odwiedzin, spotkań, wymiany e-maili i zawierania nowych znajomości. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że większość tych interakcji odbyłam z Polkami! 
Polaków w Los Angeles jest jak na lekarstwo, dlatego z czasem coraz bardziej doceniam potencjał tego bloga, serwisu CouchSurfing i zapoznawania znajomych znajomych, których tu posiadam. 
Tę niematerialną wartość bloga doceniam w szczególności. Zakładając go miałam nadzieję, że w jakiś sposób pomoże mi on uporać się z niedosytem kontaktów towarzyskich, ale tak naprawdę nie wiedziałam czego się spodziewać. Nawiązując każdą wirtualną znajomość za jego pośrednictwem, miałam nadzieję, że ona pewnego dnia być może się urzeczywistni. I, ku mojemu zaskoczeniu, stało się tak już wiele razy! Wyczekane uściski dłoni wirtualnych znajomych, którzy czasami także mieszkają w LA lub tylko odwiedzają miasto, sprawiają mi naprawdę dużo radości!
Jestem bardzo szczęśliwa, że mój blog skupia wokół siebie grono tak nieszablonowych, ambitnych i ciekawych świata dziewczyn! A przy okazji tyle, co się w tym miesiącu najadłam polskiej *sprezentowanej* czekolady, naczytałam polskich gazet i nagadałam po polsku, to moje! Dzięki dziewczyny! x

czwartek, 20 grudnia 2012

poniedziałek, 17 grudnia 2012

Koncert Guns N' Roses





Nie ma to jak wybrać się na koncert hard rockowy w 6 miesiącu ciąży. J Ale nie mogliśmy nie skorzystać z takiej okazji będąc w Las Vegas! Był to mój pierwszy  p r a w d z i w y  koncert. Mimo, że obecnie w skład zespołu wchodzi tylko jeden oryginalny członek, Axl Rose, moim zdaniem i tak było warto - bite 3h świetnego show! 

niedziela, 16 grudnia 2012

Święto Dziękczynienia i Czarny Piątek w Las Vegas

Główne wejście do Hard Rock Hotel



Bufet Le Village w hotelu Paris urządzony w stylu francuskiej prowincji



Widok z okna naszego pokoju na wschód słońca



Nocna panorama głównej ulicy LV, czyli Las Vegas Boulevard [kliknięcie powiększa zdjęcie]



Jakoś tak wyszło, że piszę o Święcie Dziękczynienia (ang: Thanksgiving) z 3 tygodniowym opóźnieniem, kiedy wszyscy już dawno o nim zapomnieli... Obchodzone jest ono dorocznie w czwarty czwartek listopada i dla rodowitych Amerykanów jest niemal tak samo ważne jak Boże Narodzenie. Dzień później, w tzw. Czarny Piątek (ang: Black Friday), cały kraj opanowuje zakupowe szaleństwo, ponieważ wiele sklepów oferuje zniżki i promocje. Słyszałam nawet, że niektórzy Kanadyjczycy specjalnie przylatują do Stanów, żeby z nich skorzystać!
My co roku staramy się celebrować w inny sposób. Dwa lata temu, będąc akurat w Nowym Jorku, zostaliśmy zaproszeni przez znajomych na uroczysty obiad, w którym uczestniczyła cała ich rodzina, czyli ponad 30 osób. W tamtym roku pokusiliśmy się o samodzielne upieczenie indyka, a pozostałą część długiego weekendu spędziliśmy w górach. Tego roku, po sugestiach znajomych, na pierwszy plan wysunęła się chęć skorzystania z legendarnych wyprzedaży...

Aby nie zmarnować długiego weekendu, przy okazji wybraliśmy się do Las Vegas. Znajdują się tam 2 duże centra outletowe, które zostają otwarte już w czwartek o północy. Szkoda mi było sprzedawców, którzy tak naprawdę nie mogą nacieszyć się świętami, ale oczywiście, zaraz po późnej kolacji, stawiliśmy się w jednym z nich. Miałam cichą nadzieję, że oprócz kilku prezentów bożonarodzeniowych uda mi się upolować przeceniony prochowiec Burberry - niestety na drzwiach outletu tej marki wisiała wiadomość "Otwieramy w piątek o 6 rano". Obejście całego centrum (i stanie w kilku kolejkach, które ustawiły się przed drzwiami wypełnionych po brzegi sklepów) zajęło nam 3h. Zgadnijcie, co w tym czasie kupiłam? Tak, dokładnie - NIC! Byłam zdeterminowana, żeby nabyć chociaż wymarzony płaszcz. Wróciliśmy więc do hotelu, położyliśmy się spać na 2h i bladym świtem byliśmy z powrotem pod sklepem Burberry. Żeby było śmieszniej, wystaliśmy 0,5h w kolejce przed wejściem, aby w środku usłyszeć, że nie mają na stanie kroju, który mnie interesuje. Krótko mówiąc - NIGDY WIĘCEJ!

To doświadczenie nauczyło mnie jednak, że te osławione przeceny wcale nie są takie cudowne, ponieważ a) zniżki podczas Czarnego Piątku nie są jakieś specjalnie wyższe, niż te oferowane bez okazji, b) o dużo przeceniane są tylko rzeczy, które zalegają w sklepach od dłuższego czasu i których nikt by normalnie nie kupił (lub np. zakupy pierwszych 10-20 klientów - właśnie przed takimi sklepami powstają miasteczka namiotowe), c) ciężko trafić na rzeczy, które są faktycznie bardzo tanie i jednocześnie podobają się nam w 100%, d) co tłumaczyłoby wpływ zamiłowania do przecen na (bez urazy, ale) generalny brak stylu wśród Amerykanów.

Poza tym, wycieczka była bardzo przyjemna. Zatrzymaliśmy się w hotelu Hard Rock. Skorzystaliśmy też z oferty *Buffet of Buffets* która kosztuje $50 i pozwala na nieograniczony wstęp (i jedzenie co tylko i ile się chce) do 6 wybranych bufetów w ciągu 24h. Rozpoczynając od kolacji w Święto Dziękczynienia, załapaliśmy się jeszcze na śniadanie, obiad i kolację następnego dnia! x

poniedziałek, 3 grudnia 2012

Wieczór Panieński w Hollywood

fot. LA Art Works Studio




Wspomniane wcześniej wesele tradycyjnie poprzedził wieczór panieński. Miałyśmy zamiar wybrać się na Drawing Party, czyli (jak widać na załączonym obrazku) przeznaczone wyłącznie dla kobiet J warsztaty rysunku połączone z kolacją i drinkami, ale niestety wieczór, który nam odpowiadał został wcześniej zarezerwowany przez inną grupę...
Ostatecznie zdecydowałyśmy się jedynie na Club Crawl, czyli odwiedzenie kilku znanych, hollywoodzkich klubów jednej nocy. Był to również ciekawy pomysł, ponieważ większa część naszej grupy nie mieszkała w Los Angeles i nie ma okazji odwiedzania tych miejsc.
Jedynym rozczarowaniem było to, że amerykańskie sklepy z artykułami imprezowymi są tak konserwatywne, że obsceniczne gadżety okazały się praktycznie nieosiągalne!

niedziela, 18 listopada 2012

Wesele w Marina Del Rey



fot. Marriott

fot. Marriott







W zeszły weekend zostaliśmy zaproszeni na ślub i wesele, które odbyły się w bardzo charakterystycznej części miasta, jaką jest przystań Marina Del Rey - znajduje się ona w bezpośrednim sąsiedztwie lotniska, na południe od wcześniej wspomnianych dzielnic Santa Monica oraz Venice.
Mimo, że za oknem lato, kolory przewodnie utrzymane zostały w jesiennej tonacji, z bordo i bladym różem w rolach głównych.
Ceremonia ślubu odbyła się na dachu hotelu Marriott (normalnie spełniającym funkcję lądowiska helikopterów), z którego rozpościera się niemal 360' panorama na miasto i ocean. Wesele miało miejsce w sali tuż obok, z trzema oszklonymi ścianami. Wspaniałe widoki - szczególnie podczas zachodu słońca!
Kolejnym nietypowym elementem była kreacja, jaką miała na sobie Panna Młoda. Suknia ślubna libańskiego projektanta Zuhaira Murad była przezroczysta od pasa w górę, w strategicznych miejscach miała podoszywaną koronkę.
Większość zdjęć ślubnych zrobiona została na pobliskiej plaży. Pan Młody i drużbowie bardzo się ucieszyli, kiedy przypadkiem spotkaliśmy tam skąpo ubrane modelki biorące akurat udział w sesji zdjęciowej. Dziewczyny były bardzo chętne do wspólnych zdjęć! Z kolei w drodze powrotnej spotkaliśmy wóz strażacki - nie muszę chyba dodawać, że zdjęcia z umięśnionymi strażakami były rewanżem jakich mało... x

czwartek, 15 listopada 2012

Kosmetyki Tatcha i Shea Terra Organics

Chciałabym przedstawić zawartość dwóch paczuszek z kosmetykami naturalnymi, które ostatnio otrzymałam...




Pierwsza z nich to darmowy zestaw próbek firmy Tatcha. Musiałam jedynie zapłacić $1.95 za przesyłkę (nie wiem czy ta oferta dotyczy również reszty świata, ale polecam ją wszystkim mieszkającym w Stanach [KLIK]). O kosmetykach Tatcha słyszę ostatnio coraz więcej. Cała linia odwzorowuje tradycyjny rytuał pielęgnacji cery stosowany przez Gejsze i jest produkowana w Japonii.

Najbardziej interesował mnie sproszkowany, ryżowy peeling enzymatyczny - Rice Enzyme Powder - dostępny w wersji delikatnej, regularnej i głęboko oczyszczającej. Jego składniki aktywne to: otręby ryżowe, ekstrakty z zielonej herbaty, papai i czerwonych alg - a dodatkowo korzeń lukrecji (w wersji delikatnej), perłowy hydrolizat białkowy (w wersji regularnej) i roślinka o nazwie Dokudami (w wersji głęboko oczyszczającej).

Po przetestowaniu stwierdziłam, że peeling jest bardzo efektywny (rezultaty porównywalne z Dermalogica Daily Microfoliant, z tym że kosmetyki Dermalogica nie są naturalne) i przy zakupie pełnowymiarowego produktu zdecyduję się chyba na wersję delikatną, ponieważ mam zamiar używać go codziennie. Zestaw zawierał także olejek myjący, serum, krem i bibułki matujące. Normalnie kosztuje $15.




Kolejna przesyłka nadeszła od firmy Shea Terra Organics [KLIK]. Zamówiłam duży olejek arganowy (138ml., normalnie $46, w promocji $34) i tonik (normalnie $24, w promocji $16), w którego skład wchodzą tylko 3 składniki, tj: woda różana, wyciąg z oczaru wirginijskiego i olejek z drzewa herbacianego - dotychczas miały one zbawienny wpływ na moją cerę, jest to jedyny tonik naturalny, który udało mi się znaleźć, zawierający je wszystkie na raz.

Było to moje drugie z kolei zamówienie kosmetyków tej marki. Za pierwszym razem kupiłam mały (59ml.) olejek arganowy i wodę różaną - oba produkty były w 100% czystej postaci i bardzo przypadły mi/nam do gustu. Mój ukochany twierdzi, że olejki arganowe innych marek, które wypróbowaliśmy, nie są aż tak dobre jak Shea Terra, spotkałam się z taką opinią także na YouTube/blogach, ale szczerze sama nie widzę różnicy.

W każdym razie gorąco polecam kosmetyki obu marek!

wtorek, 13 listopada 2012

Niech mnie ktoś uszczypnie!

Najlepiej w policzek, żeby przy okazji sprawdzić elastyczność mojej skóry... J







Kilka dni temu postanowiłam wykorzystać zeszłoroczny prezent bożonarodzeniowy w postaci kuponu na wizytę w salonie piękności i stała się rzecz niesłychana - dostałam komplement od KOSMETYCZKI! Wprawiło mnie to w dobry nastrój i podbudowało moją wytrwałość w dalszych eksperymentach z pielęgnacją cery i poznawaniem nowych składników. Powiedziała, że nie wie jaka jest moja rutyna, ale że zdecydowanie się dla mnie sprawdza i mam ją kontynuować, bo moja cera jest w bardzo dobrej kondycji, a pory niemal niewidoczne! Dla kogoś, kto walczy z trądzikiem od 11 roku życia, teraz również z przebarwieniami i bliznami potrądzikowymi znaczy to naprawdę wiele!
Dawno temu przestałam chodzić do dermatologa, wizyty u kosmetyczki kilka razy w roku w moim przypadku okazały się znacznie bardziej efektywne. Do tego przestałam sugerować się reklamami i ostatnio sporadycznie używam kosmetyków popularnych marek. W ostatnich miesiącach przestawiłam się w 90% na kosmetyki naturalne i jestem z tego niezmiernie zadowolona - jak widać moja cera tego potrzebowała. Nie jestem pewna jaki wpływ na całą sytuację ma ciąża, ale na pewno przekonam się krótko po rozwiązaniu.

Oprócz zabiegów oczyszczających i nawilżających twarzy, zdecydowałam się także na opaleniznę sprayu. Być może kogoś to zdziwi, ale mimo, że mieszkam w Los Angeles, jestem blada jak ściana - w ostatnich miesiącach wolałam ukrywać się w cieniu, ponieważ ciążowe hormony w połączeniu ze słońcem mogą spowodować nieodwracalne przebarwienia skóry.

Do pełni szczęścia potrzebne mi było jeszcze tylko drugie śniadanie w mojej ulubionej kawiarni i przystanek w bibliotece. Wypożyczyłam kilka książek i jak co miesiąc spędziłam sporo czasu przeglądając gazety i magazyny. Biblioteki mają ich tak dużą selekcję, że tak naprawdę mało kiedy jakieś kupuję.

Ot, taki fajny, zwykły-niezwykły dzień.

czwartek, 8 listopada 2012

Byłam, zobaczyłam, nic nie kupiłam...

...ale po weekendowym rekonesansie mam już znacznie większe pojęcie o tym co jest w sklepach dla dzieci, cenach, plusach i minusach produktów różnych marek. Dzięki możliwości zobaczenia na żywo rzeczy, które mnie interesowały oraz rozmowom z innymi mamami i sprzedawcami byłam w stanie zweryfikować informacje podawane przez producentów, tudzież recenzje przygodnych internautów.
Was również proszę podzielcie się ze mną radami, które pomogą mi skompletować wyprawkę idealną! Jeżeli chodzi o największe wydatki związane z przyjściem na świat bliźniaków, to mam na oku:

Wózek

Ciężki wybór, ponieważ dostępna jest tylko garstka modeli, żaden nie jest idealny, a dodatkowo te, które wyglądają na porządne, są w astronomicznych cenach! Polecono nam wózek Mountain Buggy Duet (strona producenta), ze względu, że jest to najwęższy podwójny wózek na rynku - 63cm szerokości, gdzie dzieci siedzą obok siebie. Niestety w rzeczywistości jego siedzenia są mikroskopijne i wydaje mi się, że dzieci bardzo szybko będą w nim wyglądały tak jak na zdjęciu poniżej... Preferuję taki układ siedzeń, ale szersze wózki to są już nieporęczne  k a r o c e...







Jeżdżąc po sklepach odkryliśmy Baby Jogger City Select, ku któremu się obecnie skłaniamy. Zakładka Build your City Select na stronie producenta pokazuje wszystkie 16 możliwych ustawień tego wózka łącznie z użyciem fotelików samochodowych i nosideł dla noworodków. Jest dosyć długi i trochę jakby piętrowy. 






Dajcie znać jeżeli wiecie jak to się ma w praktyce - teoretycznie podoba mi się możliwość zmiany ustawienia siedzeń, ale: 
1) siedząc twarzą w twarz, dziecko które siedzi wyżej może niechcący kopnąć to drugie prosto w twarz 
2) zauważyłam, że starsze dzieci siedzące jedno za drugim strasznie kopią w siedzenie z przodu
3) nie chciałabym ich sadzać tyłem do siebie 
4) nie wiem czy będą lubiły jeździć tyłem do kierunku jazdy



Łóżeczka, Oprawa + Pościel

Podobają mi się najzwyklejsze, najtańsze łóżeczka z jasnego drewna IKEA Sniglar. Plusem jest to, że na początek można w nich podwyższyć, a później obniżyć wysokość materaca. Absolutnie nie biorę pod uwagę plastikowych łóżeczek turystycznych.
Ceny klasycznej pościeli (bez przesadnych kolorów i wzorów) mnie przeraziły - nawet do $600 - w naszym przypadku x2?!!! Po długich poszukiwaniach w końcu znalazłam na internecie [KLIK] cudne, jednolite, 100% bawełniane zestawy w przystępnej cenie. W skład każdego wchodzą 2 prześcieradła, ochraniacz na cały obwód łóżeczka, falbanka i kocyk; wybrałam kolor ecru. Dzisiaj właśnie odebrałam paczkę, wszystko jest idealne, mam zamiar tylko podszywać ozdobne kokardki w miejscach umocowania ochraniacza.
Do tego mama zaproponowała, że uszyje poszewki na kołderki i poduszki z materiału ze ślicznym wzorem toile de jouy znalezionym w czeluściach babcinej szafy. Tym sposobem wszystko razem wyniesie niecałe $200 x2, a będzie wyglądało jak "z wyższej półki"! 

Jedyne co mnie zastanawia to doniesienia, że ochraniacze na szczebelki są niebezpieczne i mogą spowodować uduszenia niemowląt? W Stanach bierze się ten problem bardzo poważnie i w niektórych miastach jest nawet zakaz ich sprzedaży! Jakie jest Wasze doświadczenie?



Pieluszki

Przeraziła mnie perspektywa wyrzucania do śmieci 20 plastikowych pampersów dziennie, dlatego zainteresowałam się alternatywnymi rozwiązaniami. Jeszcze nie wiem na co ostatecznie się zdecyduję, a zastanawiam się nad:

używaniem biodegradowalnych pampersów, z polecenia wybrałabym duńską markę Bambo Nature (strona producenta), koszt tej opcji byłby stosunkowo najwyższy - $150/miesięcznie/dziecko 

- korzystaniem z serwisu piorącego pieluchy, a dokładniej wielorazowe wkłady do pieluch - mimo, że usługa ta brzmi bardzo ekstrawagancko, kosztuje tylko $80/miesięcznie/dziecko! Po kilku miesiącach, kiedy pieluch będzie mniej, a ja nabiorę wprawy, mogłabym nawet prać je sama

- używaniem ekologicznych rozwiązań GroVia albo gDiaper, o których także niedawno pisała Aga [KLIK], co nie wyklucza się z opcją powyżej, ponieważ do tych majteczek można używać zarówno bawełnianych wkładów (które się pierze), jak i jednorazowych (które się wyrzuca) - różnica jest taka, że one rozkładają się w ciągu 150 dni, a normalne pampersy w ciągu 500 lat!



Zdjęcie przedstawia kolejno majteczki zewnętrzne, ceratę, którą podpina się od środka, dwa różne wkłady wielorazowego użytku i na końcu wkład jednorazowy - wszystko marki gDiaper. 

Decydując się na używanie jednorazowych wkładów Pani w sklepie zachwalała markę GroVia, ponieważ są one bardziej pofałdowane, przez co wchłaniają lepiej niż gDiaper. Ceny obu marek są porównywalne - w granicach $100/miesięcznie/dziecko.
Kolejnym plusem jest to, że GroVia sprzedaje tylko jeden rozmiar majteczek, który można dostosować do wielkości dziecka, w przypadku gDiaper trzeba co jakiś czas kupować większe rozmiary.
Poza tym, jak widać na poniższym zdjęciu, GroVia pozwala wybrać jeden z dwóch rodzajów zapięcia - na zatrzaski (bardziej trwałe) lub na napy (po jakimś czasie tracą przyczepność i trzeba je przeszyć). gDiaper są tylko na napy.





Foteliki

Wydaje mi się, że jeżeli wybierzemy odpowiednie foteliki, to posłużą nam tak długo jak to będzie konieczne. Według prawa w Kalifornii dzieci muszą jeździć w foteliku do 8 roku życia albo do czasu kiedy mają 1,45m wzrostu.
Interesuje mnie model Britax Marathon Classic (strona producenta). Wszystkie foteliki tej marki testowane są przez koncern Volkswagen i mają wbudowane stalowe elementy wzmacniające. Minusem jest to, że nie moglibyśmy podpinać takiego dużego fotelika do wózka.


Poduszka Boppy

Poduszka w kształcie rogala to jedyny gadżet, który mi się do tej pory spodobał. Zaprojektowana została głównie po to, żeby ułatwić karmienie piersią. Mi najbardziej podoba się jak można w niej położyć/posadzić dziecko.



Dajcie znać jakie gadżety Wam się najbardziej przydały?
Docenię również Wasze opinie na temat poważniejszych zakupów 
i ogólnie wszystkie rady związane z kompletowaniem wyprawki!
Z góry bardzo dziękuję! x